Nadużycia władzy podczas epidemii COVID-19
Rząd polski wraz politykami zasiadającymi w Sejmie i Senacie doprowadził służbę zdrowia do stanu, gdzie obywatel nie może z niej skorzystać, zaś lekarzy (tych, którzy nie wyjechali jeszcze za granicę o skandaliczne warunki pracy, płacy i ciągłą nagonkę partii rządzącej) do skrajnego stanu, gdzie część z nich chętnie zrzekłaby się prawa wykonywania zawodu, choćby po to, aby nie musieć szkodzić pacjentom.
Uwaga
Opracowanie niniejsze nie stanowi oficjalnego dokumentu. Stanowi paskudną teorię spiskową (ironia zamierzona).
Omówienie wypowiedzi RPO dotyczące szczepionek oraz omówienie szkodliwych działań służby zdrowia przenieśliśmy jako oddzielny artykuł: koronawirus i nieodpowiedzialność służby zdrowia.
Środki sanitarne
Podczas epidemii wprowadzono:
- obowiązek noszenia maski (jakiekolwiek, mogą być wykonane z materiału lub stanowić kawałek odzieży) – środki te dotyczą również osób najbardziej zagrożonych epidemią,
- mycie lub dezynfekcję rąk czymkolwiek,
- zachowanie dystansu 1.5 metra (początkowo 2 metry),
- ograniczenie ilości ludzi na demonstracjach (nawet, gdy są w maskach),
- ograniczenie ilości osób w pomieszczeniach publicznych,
- teleporady,
- testowanie i masowe wysyłanie ludzi na testy.
Skuteczność i bezpieczeństwo środków sanitarnych
Maski mają udowodnioną skuteczność w zatrzymywaniu rozprzestrzeniania wirusów tylko, gdy są to maski typu P2 lub lepsze i tylko wtedy, gdy mogą być stosowane bez przerw. Kawałek odzieży, szmaciana maska, maska chirurgiczna i przyłbica nie zatrzymują wirusów, ponieważ nieszczelności są na tyle duże, że porównać można chronienie się taką maską przed wirusami do chronienia się siatką ogrodzeniową z drutu przed komarami.
Udowodniono, że podczas kaszlu kropelki z wirusami rozprzestrzeniają się do 6 metrów, zaś podczas kichania jeszcze dalej, na odległość do 8 metrów. Skrócenie dystansu społecznego z 2 metrów do 1.5 metra powoduje więc jeszcze większe narażenie na zarażenie. Wystarczy, że ktoś zacznie mówić lub śpiewać i kropelki bez problemu pokonają dystans 1.5 metra.
Podczas epidemii zniesiono obowiązki dotyczące jakości produktów, którymi dezynfekujemy ręce. Zostały zniesione wszelkie procedury zabezpieczające podczas ich produkcji. Już dawno FDA wydało ostrzeżenie, że część środków zawiera metanol, który może prowadzić do ślepoty i innych zaburzeń neurologicznych (tak chętnie przypisywanych koronawirusowi). Za to ostatnio słychać o przypadkach sklejenia rąk butaprenem lub podobną substancją. Fałszerstwo i korupcja, widać, kwitną nawet jesienią. Jedyne co możemy tutaj polecić:
- zakup buteleczek podróżnych z atomizerem,
- zakup spirytusu spożywczego 95–96%,
- wlanie do buteleczki 1/4 zawartości wody gotowej do spożycia (np. butelkowanej) o niskiej zawartości wapnia i minerałów,
- dopełnienie spirytusem 95% (da to roztwór o stężeniu 75–80% – uwzględniając, że roztwór etanolu w wodzie nieco zmniejsza objętość).
Używanie tak przygotowanego roztworu jest bezpieczne i mamy pewność, że nie znajdzie się tam szkodliwy metanol, ani że skleimy sobie ręce. Sprzedawca nie ma prawa wymagania od nas, abyśmy użyli jego roztworu. Należy użyć mimo jego wezwania własny przygotowany środek do dezynfekcji, któremu ufamy. Ręce należy środkiem zlać w kilku miejscach i następnie wykonać prawidłowy ruch mycia nim rąk, wszędzie tam, gdzie potrzebujemy dezynfekcji, a nie mamy dostępu do wody i mydła (woda i mydło są mniej agresywne dla skóry rąk, a tak samo skuteczne przeciwko wirusom z osłonką lipidową).
Podczas epidemii mieliśmy wielomilionowe demonstracje w USA oraz strajki na Białorusi. Strajki te nie wpłynęły na rozprzestrzenienie epidemii, mimo, że trwały ponad miesiąc. Podczas strajku na Białorusi nie zaobserwowano rozprzestrzenienia epidemii. Tłumienie zgromadzeń na wolnym powietrzu ma więc jedynie charakter polityczny.
Ograniczenie ilości ludzi w zamkniętym pomieszczeniu ma sens jedynie, gdy to pomieszczenie będzie wietrzone. Wirusy pozostają w niewentylowanych pomieszczeniach do czasu inaktywacji wirusa, która trwa nawet do 7 dni. Prawdziwą ochronę da wentylacja pomieszczenia powietrzem w obiegu otwartym (powietrzem atmosferycznym z zewnątrz).
Teleporady udzielane w miejsce prawdziwej porady są szkodliwe, co pokazało już wiele medialnie nagłośnionych przypadków. Rozpoznano COVID‑19 zamiast opryszczkowego zapalenia jamy ustnej (zabrakło zajrzenia dziecku do jamy ustnej i gardła). Rozpoznanie COVID‑19 zamiast ropnia śródczaszkowego (więcej o tym dalej).
Testowanie RT‑PCR prowadzi do wielu fałszywie pozytywnych wyników i stawiania nieprawidłowej diagnozy (o testach piszemy dalej).
Alternatywne środki sanitarne
Poniższe środki bezpieczeństwa są środkami zalecanymi jedynie przez nas i nie są to wytyczne oficjalne. Mogą jednak pomóc w opanowaniu epidemii.
- Dezynfekcja rąk przed wejściem i po wyjściu z obiektów publicznych. Przed wejściem zabezpiecza przed wniesieniem zarazków, po wyjściu powoduje, że ręce mamy odkażone i dotknięcie oka czy nosa w mniejszym stopniu zakończy się zakażeniem. Tam, gdzie to możliwe myj ręce tak, aby na końcu nie dotykać powierzchni wcześniej nie mytej przez Ciebie (nie ufaj, że ktoś to wcześniej zrobił) – jeżeli to niemożliwe, po myciu zdezynfekuj ręce.
- Jeżeli chcesz się realnie chronić przed zakażeniem drogą oddechową – używaj atestowanej maski typu N95, N99, FFP2 lub FFP3. Te maski zostały zbadane jako skutecznie i znacznie obniżające ryzyko zakażenia siebie i innych. Państwo Polskie powinno było wyposażyć każdego obywatela w kilka takich masek (szczególnie osoby powyżej 50 roku życia) zamiast przeznaczać 2 miliardy złotych na rok działalności TVP.
- Obniżenie akcyzy na spirytus 70% oraz spirytus 95%, celem umożliwienia samodzielnego przygotowania środków do dezynfekcji według przepisu. Przepis powinien być umieszczony w formie tekstowej i audiowizualnej na stronie rządowej. Zadbanie o dostępność pustych butelek z atomizerem, żeby wypełnić je sporządzonym środkiem do dezynfekcji.
- Nakaz zachowywania dystansu minimum 6–8 metrów, tam gdzie to możliwe, za wyjątkiem mijania się na zbyt wąskich przejściach.
- Zalecenie stosowania ochrony oczu, aby wirusy miały utrudnioną drogę wnikania tą drogą. Ochrona profesjonalnymi goglami lub też ochrona oczu okularami o dużej powierzchni, aby kropelki z wirusem emitowane przez mówiącą osobę chorą nie trafiały do oka rozmówcy.
- Obowiązek noszenia maski N95, N99, FFP2 lub FFP3, tam gdzie nie da się zachować dystansu 6 metrów lub gdy znajdujemy się w pomieszczeniu publicznym.
- Obowiązek wietrzenia pomieszczeń powietrzem atmosferycznym, w tym w nocy. Wprowadzenie zakazu działalności w miejscach, których administratorzy lub najemcy nie chcą dostosować się do takiego wietrzenia.
- Zakaz odkurzania podłóg odkurzaczem tradycyjnym, który wywiewa część kurzu (zawierającego wirusy) z powrotem do powietrza, którym oddychamy. Stosowanie w to miejsce metod odkurzania na mokro z dodatkiem środka uszkadzającego wirusy (np. domestosu).
- Po powrocie do domu zalecenie zdjęcia całej odzieży, umieszczenia jej w pralce i natychmiastowego prania. Zalecenie pełnej kąpieli (wraz z umyciem włosów) niezwłocznie. Co prawda nikt tego nie sprawdzi i nie wyegzekwuje, ale sama świadomość, że chronimy tak bliskie osoby starsze, powinna pomóc.
- Dezynfekcja przedmiotów, które używaliśmy poza domem (telefon, klucze), za każdym razem, po powrocie do domu.
- Zapewnienie w blokach, aby w pionie nie dochodziło do ciągu wstecznego – zasysania powietrza z innego mieszkania. Uszczelnienie drzwi wejściowych do mieszkania.
- Zakaz stosowania przycisków do otwierania autobusów, biletomatów na Poczcie Polskiej i w aptekach. Wprowadzenie automatycznego otwierania drzwi po wykryciu ruchu, wszędzie gdzie to możliwe, tak aby uniknąć dotykania tej samej powierzchni przez wielu ludzi.
- Gdy to możliwe, zakaz poruszania się po pomieszczeniach publicznych i komunikacji miejskiej przez dzieci, które nie są w stanie kontrolować poprawności swoich zachowań w związku z zapobieganiem epidemii (np. dotykają siedzeń i za chwilę tą samą ręką dotykają twarzy).
- Wyposażenie lekarzy w sprzęt ochronny, zamiast stosowania teleporad, które po pierwsze są pogwałceniem tajemnicy lekarskiej (nagrywane są przez służby lub przez przychodnię i służby), zaś po drugie nie pozwalają na pełne zbadanie pacjenta i wykrycie objawów, na które pacjent nie zwróci uwagi (np. podejrzane znamię na plecach, wykryta arytmia lub szmery podczas osłuchania pacjenta).
- Zakaz odwoływania zabiegów planowanych. Pacjenci chorzy na inne choroby są równie ważni i nie powinni być dyskryminowani. Uzasadnione jest jedynie odwołanie zabiegu planowanego u osoby ze współistniejącą chorobą, która zagraża tej osobie mniej niż koronawirus.
Kto temu zawinił?
Obwinić należy tu głównie rząd, który nic nie zrobił od stycznia 2020 roku, aż do pojawienia się epidemii oficjalnie w marcu, zaś po tej dacie wprowadził szkodliwe przepisy. Rząd miał całe 2 miesiące na konsultacje z epidemiologami, lekarzami i innymi specjalistami oraz rozważenie wielu scenariuszy ochrony zdrowia ludzi (zobowiązuje ich do tego art. 5 Konstytucji RP). Nie podjęto szeroko zakrojonych konsultacji społecznych. Ustawę covidową wprowadzano w procesie tak zwanej sraczki legislacyjnej.
Następnie po małej fali epidemii (maksymalnie 500 przypadków dodatnich testów dziennie) był okres względnego spokoju od maja do początku września. W tym czasie rząd nic nie zrobił, aby przygotować szpitale (w tym tymczasowe) oraz zapewnić prawidłowo działające respiratory i sprzęt ochronny dla personelu. Nie podejmowano też konsultacji społecznych, które pozwoliłyby na wspólne opracowanie zasad bezpieczeństwa przez obywateli, specjalistów i prawników łącznie.
Zawdzięczamy to głównie politykom PiS, bowiem projekty opozycji nie ujrzały posiedzeń sejmowych.
Testowanie bogiem przy diagnozie choroby
Do stwierdzania zachorowania używane są testy. Lekarze nie osłuchują pacjenta, ani jak się okazuje, nie zajrzą do gardła albo jamy ustnej, aby wykluczyć anginę, opryszczkowe zapalenie jamy ustnej oraz wiele innych chorób, które do tej pory lekarz wykrywał stetoskopem i badaniem fizykalnym oraz pomiarem CRP i wykonaniem morfologii krwi. Od razu kierują na test.
Tymczasem instrukcja jednego z testów mówi jasno:
Z powyższego wynika, że:
- testy RT‑PCR potrafią wykryć RNA wirusa; RNA wirusa nie jest zakaźne, gdy nie posiada białkowej otoczki pozwalającej wniknąć mu do komórki gospodarza; jego wykrycie, jak podkreślił sam producent, nie oznacza wykrycia wirusa w formie zakaźnej i stwierdzenia, że kategorycznie mamy do czynienia z chorobą COVID‑19;
- testy RT‑PCR nie wykluczają zakażeń innymi wirusami oraz bakteriami; testy te więc powinny być przeprowadzane równolegle z testami na inne podejrzewane choroby (w październiku i listopadzie są to minimum grypa A, grypa B, zakażenie wirusem RSV, angina); testy na grypę A, B oraz RSV, jak też wymazy w kierunku wykrycia bakterii chorobotwórczych nie są pobierane; jest to błąd podczas rozpoznawania COVID‑19, ponieważ choroby te mają bardzo podobne objawy i nie zostały wykluczone;
- testy te nie mogą zastąpić wykonania badania lekarskiego, mogą jedynie służyć jako wskazówka na co pacjent jest chory (a może być chory również na kilka chorób jednocześnie, np. anginę, grypę A oraz COVID‑19).
Diagnostyka zakażenia SARS‑CoV‑2 odbywa się w Polsce niezgodnie z wiedzą medyczną, w tym z nieprawidłowym użyciem testów. Na początku epidemii badano tymi testami osoby zdrowe (niemające jakiegokolwiek objawu choroby), jeżeli tylko zostały wskazane jako mające styczność z osobą chorą. Warunkiem do uznania kogokolwiek za chorego jest przeprowadzenie z nim wywiadu i podstawowe badanie lekarskie, jedynie rozszerzone metodami diagnostyki laboratoryjnej. To, że w toczniu obserwujemy dodatnie ANA (badanie laboratoryjne), nie jest równoważne stwierdzeniu, że dodatnie ANA zawsze oznacza wystąpienie tocznia.
Skutki błędnego użycia testów
Ponieważ test wykrywa fragment «ORF1ab» RNA wirusa, możliwe jest zarówno wykrycie fragmentów RNA wirusa, jak też nagiego kompletnego RNA pochodzącego na przykład ze zdezynfekowango palca dłoni, włożonego do nosa, bowiem alkohol rozkłada wirusa na części składowe, jednak RNA nie niszczy. Należy więc zastanowić się przed podjęciem rozpoznania COVID‑19, jakie jeszcze stany mogą powodować objawy u pacjenta.
Możliwe jest niewykrycie innych chorób wirusowych, np. koinfekcji grypowej, która szacuje się, że zabija corocznie w Polsce 6500 osób w wieku powyżej 65 roku życia. Przypadki te są wpisywane jako zapalenie płuc, śmierć z nieznanego powodu, wirusowe zapalenie oskrzeli czy też niewydolność wielonarządowa. Powodem jest niewykonanie testu na grypę (w ofercie laboratoriów ALAB test ten dostępny jest pod nazwą GRY‑RSV). Za to w czasie obecnej epidemii chętnie wykonywane są (nawet nadmiarowo) testy na obecność RNA wirusa SARS‑CoV‑2.
Głośno było o przypadku 62‑letniego seniora, który umarł w kolejce, podczas oczekiwania na test. Takie przypadki użycia jakichkolwiek testów przynoszą więcej szkody niż pożytku. Stanie w kolejce wraz z innymi osobami objawowymi jest ogromnym zagrożeniem dla zdrowia zarówno stojących w kolejce, jak też osób, które mijają tą kolejkę i nie wiedzą nawet dlaczego ci ludzie stoją i że są na coś chorzy.
Innym testem wykonywanym w kierunku szukania zakażenia SARS‑CoV‑2 jest test «VirellaSARS‑CoV‑2 seqc real‑time RT‑PCR Kit 2.0». Kryterium dla dodatniego testu jest wykrycie 1 z 3 genów wirusa: genu RdRp, Genu E lub genu S. W praktyce oznacza to jasno znalezienie fragmentu wirusa (który mógł znaleźć się w naszym nosie z zewnątrz), nie zaś całego wirusa, skoro 2 pozostałych genów nie znaleziono. Podgląd wyniku testu firmy Cell‑T wraz z dowodem, że wynik dodatni oznacza znalezienie jedynie fragmentu wirusa.
[Aktualizacja: 2021‑02‑02.]
Warte przemyślenia
- Dlaczego śmiertelność na inne choroby zakaźne w tym roku zmalała? Po części to efekt obostrzeń, ale prawdą jest, że większość ich nie przestrzega, a prawie nikt nie nosi poprawnie maski chirurgicznej (uszczelnienie koło nosa)? Zakażeni innymi chorobami (np. grypą, RSV) są błędnie diagnozowani jako chorzy na COVID‑19 (bowiem RNA może przypadkowo znaleźć się w jamie nosowej).
- Dlaczego nie wykonuje się testów na grypę, skoro wykonuje się test na COVID‑19?
- Dlaczego chorych leczy się dawkami 600 mg prednizolonu lub deksametazonu? Leki te, po pierwsze, mają działanie blokujące limfocyty (i tak mocno przetrzebione przez koronawirusa – często w morfologii wynik poniżej 1000/μL przy normie 1500–4000). Po drugie, leki te mają działanie androgenne i przyspiesza metabolizm, a tym samym zwiększają zapotrzebowanie na tlen, którego w organizmie jest za mało, gdy doszło do uszkodzenia płuc. Takie działanie pozwala wirusowi dalej się namnażać bez reakcji obronnej organizmu stanem zapalnym i limfocytami. Tymczasem ibuprofen, w modelu zwierzęcym, zwiększał przeżywalność zwierząt nim leczonych, chorych na tego koronawirusa;
- Dlaczego okrzyknięto odkrycie, że chlorochina oraz remdesivir pomagają w leczeniu tej choroby, gdy późniejsze badania pokazały, że są nieskuteczne (ponowne badania przeprowadzone przez WHO)? Tak samo dopracowane będą szczepionki przeciwko koronawirusowi, opracowywane w wyjątkowo szaleńczym tempie? Dlaczego przypadki poprzecznego zapalenia rdzenia kręgowego u starannie wyselekcjonowanych zdrowych ochotników nie zostały uznane za dożywotni skutek uboczny tej szczepionki i nie zakończono badań tych konkretnych preparatów?
- Dlaczego zmusza się pacjentów do stania w kilometrowych kolejkach w Warszawie i Krakowie po test? Czy w sytuacji, gdy stoi w kolejce wśród ludzi w szmacianych maskach, nie dojdzie do przekazania mu wirusów SARS‑CoV‑2 (1 kopia RNA wystarcza, by test był dodatni)?
- Co ma na celu takie postępowanie i kto ma w tym interes? Koncerny szczepionkowe i farmaceutyczne? Wygrała korupcja? Nawet jeżeli tak, to dlaczego rząd polski na to pozwala? Obywatele polscy nie mają w powyższym interesu.
- Dlaczego nadal słychać w szpitalach o brakach remdesiviru? Czy mimo tego, że lek ten okazał się nieskuteczny, jest dalej stosowany? Dlaczego stosowane są podwójne standardy i lekarze chcący sprawdzić skuteczność amantadyny i hexamethylene amiloride nie dostają na to funduszy i zamykane są im buzie groźbami odpowiedzialności karnej?
Warto obejrzeć ten film i zastanowić się głębiej, co się stanie, gdy dalej lekarze i rząd będą tak postępować.
Warto też zastanowić się, dlaczego wszyscy zafiksowali się na respiratorach. Okazuje się, że nie wszystkim one służą i że istnieją dużo lepsze metody leczenia przypadków ciężkich – kaniule nosowe z wysokim przepływem gazów (HFNC) oraz sztuczne płuco‑serce (ECMO). Respiratory mogą zagrażać życiu podczas leczenia COVID‑19. To wszystko pokazuje, jak mało wiemy o tej chorobie.
Jakie szkody wyrządzili rządzący?
Poza wymienionymi powyżej szkodami, rządzący dopuścili się następujących naruszeń:
- próba definiowania zachorowania COVID‑19; to nie rząd jest od definiowania czym jest zachorowanie COVID‑19, ale lekarz w oparciu o aktualną (wciąż zmieniającą) się wiedzę medyczną dotyczącą tej choroby;
kryteria kliniczne aż w nadmiarze spełni ostry atak astmy; leczenie będzie więc nieprawidłowe, podobnie jak rozpoznanie; wystarczy, że podczas ataku osoba ta dotknie poręczy w autobusie, zdezynfekuje ręce i dotknie twarzy dusząc się od ataku astmy (RNA wirusa zostanie potwierdzone testem);
- dopuszczenie do rozpoznawania i leczenia studentów medycyny dowolnego roku – człowiek bez wykształcenia nie powinien zajmować się leczeniem i pielęgnacją chorych;
- ustanowienie bezkarności dla lekarzy podczas rozpoznawania choroby COVID‑19;
- podział szpitali na covidowe i niecovidowe lub też sztuczne wydzielenie łóżek covidowych i niecovidowych; podział taki w przypadku zapełnienia jednego typu zasobu blokuje karetkom możliwość dowiezienia pacjenta; zamiast tego można było stworzyć podział szpitala na partycje zakaźne i niezakaźne (np. po 15 łóżek), gdzie pacjenci trafialiby po wykonaniu testu oraz dodatkowe izolatki (z potrzebnym sprzętem), gdzie pacjent przebywa (i jest leczony a nawet operowany) do czasu uzyskania wyniku testu;
- wymóg wykonania testu, aby było wiadomo, gdzie pacjenta wysłać – do oddziału covidowego, czy zwykłego; pacjent w stanie zagrażającym życiu czeka na SOR‑ze na wynik testu;
- zamawianie sprzętu (respiratorów, masek ochronnych) przez byłego Ministra Zdrowia w miejscach niesprawdzonych, np. u handlarza bronią; według doniesień mediów lekarze określili dostarczony sprzęt jako szmelc i grat; sprzęt nie spełniał podstawowych norm polskich dotyczących podłączenia tlenu, dodatkowo okazał się nieodpowiedni do leczenia osób ze skrajnym przebiegiem choroby;
- przeznaczenie 2 miliardów złotych na TVP zamiast na rozwój służby zdrowia, sprzęt, nabór lekarzy;
- wprowadzenie ustawą oddelegowania (przymusowe) do leczenia chorych na tą chorobę, również lekarzy, którzy nie mają pojęcia jak rozpoznawać daną chorobę wśród innych chorób zakaźnych, bowiem są innej specjalizacji (przepisy pozwalają oddelegować ginekologa do tego celu!);
- próba sprowadzenia zza wschodniej granicy «lekarzy» o wątpliwych kwalifikacjach, będąca rozpaczliwym gaszeniem pożaru, który został wywołany latami zaniedbywania finansowania służby zdrowia oraz nagonką na lekarzy;
- [Aktualizacja: 2020‑11‑11] Przynajmniej 5 milionów 905 tysięcy złotych rząd przeznaczył z Funduszu Przeciwdziałania COVID‑19 na budowę maszów z polską flagą narodową.
W sytuacji, gdy flaga taka nie ratuje nikomu życia i trwa (rzekoma?) epidemia, oznacza to, że rząd polski ma głęboko w poważaniu polskich obywateli, w tym osoby starsze, które w większości na nich głosowały. Jak to możliwe, że podczas, gdy służba (rzekomo?) woła o pomoc, obywatele (rzekomo?) umierają w szpitalach i poza nimi, część z powodu koronawirusa, część z powodu innych chorób (powodem jest utrata pracy, brak pieniędzy na leki, zwiększony obecnie działaniami politycznymi lęk przed pójściem do lekarza, odwołane zabiegi i terapie w tym antynowotworowe), część z powodu nieprawidłowej diagnozy, rząd niegospodarnie przeznacza pieniądze z celowego funduszu na duperele? Piszemy «rzekomo», ponieważ ciężko uwierzyć w to, aby działo się to w rzeczywistości. Brzmi to bardziej podobnie do nieprawdziwej teorii spiskowej, niż do wydarzenia rzeczywistego, ponieważ rząd ma obowiązek zabezpieczać zdrowie i życie obywateli. Jednak ślady po wydaniu tych pieniędzy są rzeczywiste. <:‑(>. O masztach z flagą jest powiedziane w Uchwale nr 157 rady ministrów z dnia 30 października 2020 r. w § 1.
Z ostatnich doniesień wiele daje do myślenia przypadek szpitala zwykłego (niecovidowego), gdzie leczono chorych niezakażonych SARS‑CoV‑2... do czasu, gdy jedna osoba zaczęła gorączkować i testy wyszły dodatnie u 90% pacjentów. Pokazuje to, że szpital pracował normalnie do czasu, gdy ktoś zaczął gorączkować (a wtedy zaczęła się panika), odbywało się normalnie leczenie innych chorób. Podjęto decyzję o przekształceniu szpitala w szpital covidowy. Czy w razie grypy postanowiono by tak samo? Dlaczego nie podzielono szpitala na partycje, tak, aby tylko pomieszczenia, gdzie przebywali chorzy na COVID‑19 pacjencji, przemianować na pokoje o większym ryzyku?
Żniwo utrudnienia dostępu do lekarza
Skutkiem ankiet wirusowych (których ludzie się boją, między innymi ze względu na brak odpowiedzi «nie wiem» oraz straszenia tam kodeksem karnym) oraz zamknięcia publicznej służby zdrowia ograniczając ją praktycznie tylko do telewizyt jest fakt, że za 2‑krotny wzrost śmiertelności w Polsce odpowiada Kaczyński i jego «spółka» wraz z rządem.
Zgłaszalność ludzi do szpitali spadła o 60–70% w pierwszych miesiącach epidemii, by teraz wzrosnąć gwałtownie z powodu rozwoju ciężkich chorób (np. niewydolność serca w przebiegu nieleczonego nadciśnienia, wzrost duszności niecovidowej w efekcie nieleczenia POChP i astmy, braku rozpoznania nowotworów na czas, bóle pozawałowe, objawy poudarowe), a nawet takich przypadków, jak wcześniejsze urazy mechaniczne (złamania kończyn i inne), gdzie ludzie bali się zgłosić do lekarza lub nie mogli tego uczynić, bo placówka nie przyjmowała, a przecież USG i RTG nie da się wykonać poprzez telefon. Efektem jest kilkukrotny wzrost odsetka chorych, którzy z SOR trafiają na pilną hospitalizację (dawniej <15%, obecnie >30%).
Zastanawia nas, czy fakt ten wpłynie na wyniki najbliższego głosowania w wyborach do Sejmu i Senatu, jednak obawiamy się, że niektórzy wyborcy są tak łapczywi na 500+ i 1000+ oraz inne obietnice, że nie da to im nic do myślenia. Będzie to jednak oznaczało klęskę demokracji i inteligencji społeczeństwa.
[Aktualizacja: 2021‑01‑30.]
PiSowski rak – ciąg dalszy
To co dzieję się dzięki rządom PiS‑u i jednego człowieka, który steruje całą tą partią można nazwać jedynie ludobójstwem. Sama lekarka wyznaje, że przez długi czas bała się zgłosić do szpitala, a później bała się testów na koronawirusa. Mówiąc krótko jest to nie strach przed zarażeniem się koronawirusem, ale strach przed:
- procedurami wstępnym (zrakowaciałe ankiety epidemiologiczne – ankiety koronawirusowe),
- procedura wykonywania testu na koronawirusa (u pacjenta bezobjawowego, czyli niezgodna z zaleceniami producenta testów!),
- procedura po możliwym dodatnim teście – w tym bezkarność lekarzy za błędy przy rozpoznaniu COVID‑19 (między innymi rozpoznanie COVID u osoby bezobjawowej, która otrzyma fałszywie dodatni wynik, który zdarza się nawet w 2–3% przypadków), błędy lekarskie przy dalszym postępowaniu («leczeniu») pacjenta z COVID‑19.
Przy okazji poprawiamy statystyki zgłaszalności do lekarzy na badania przesiewowe (inne niż koronawirusowe), badania diagnostyczne i kontrolne – ilość wykonywanych badań spadła o 85–97%, zaś zgłaszalność do szpitali o 60–70%.
Pora najwyższa, aby przychodnie (przynajmniej prywatne) przestały wykonywać nakazy #koronawirusa rządowego i skończyły z wykonywaniem testów na COVID‑19 u osób, które nie wykazują objawów COVID‑19. Wykonywanie takich testów jest nie tylko błędem medycznym (dodatni test wymaga dodatniego wywiadu wskazującego na zarażenie się SARS‑CoV‑2), ale też zraża pacjentów do wykonywania badań oraz powoduje wzrost ilości przestępstw polegających na uzyskaniu fałszywego zaświadczenia o ujemnym wyniku testu na COVID‑19 (sądzimy, że głównym celem działalności przestępców nie są wyjazdy turystyczne, ale właśnie chęć dostanie się do szpitala bez ryzyka błędu lekarskiego podczas rozpoznania COVID‑19 i konsekwencji, które z tego wyjdą).
Czas zakończyć tą paranoję nakręconą przez rządy różnych krajów, w tym Polski.
Z naszych obserwacji: przez ograniczenie dostępności do lekarzy – zbankrutowało też wiele przychodni (w tym prywatnych) i to dodatkowo napędza falę braku zgłoszeń do lekarzy, ponieważ w wielu specjalizacjach grafiki są pełne mimo zmniejszenia ilości pacjentów, którzy szukają pomocy lekarskiej. 2 przychodnie, z których korzystała autorka tej strony – zostały bezpowrotnie zamknięte.
Lekarz ma obowiązek nie szkodzić. Dlaczego lekarze zgadzają się na bezpodstawne wykonywanie testów na COVID‑19, w sytuacji, gdy pacjent nie ma objawów COVID‑19? Czy nie czują, że szkodzą pacjentom nie tylko ryzykiem błędnego rozpoznania, ale też wszystkimi konsekwencjami czekania na wynik? Czy lekarze nie znają podstaw psychologii i nie mogli przewidzieć czym się skończą ankiety wirusowe (niepozwalające odpowiedzieć «nie wiem») oraz zablokowanie wstępu bolesną procedurą pobrania wymazu na COVID‑19?
[Aktualizacja: 2021‑01‑30.]
Pokrętne ustawy – ciąg dalszy
PiS pod przykrywką tego, że art. 253 §1 Kodeksu postępowania administracyjnego nie daje możliwości dochodzenia swoich praw obywatelom Unii Europejskiej przed urzędami i sądami administracyjnymi, próbuje zalegalizować coś zupełnie innego. Próbuje wyżyć się na obywatelach poprzez danie funkcjonariuszom policji (i innym agentom) możliwość donoszenia na obywateli do sanepidu i do innych urzędów. Po tej zmianie funkcjonariusze policji będą mogli donosić do sanepidu, aby ten ukarał obywatela karą 5–30 tys. zł na przykład za to, że uchylił maseczkę na czas przyjęcia leków na dworze (część leków przyjmuje się w przypadku nagłym, np. propranolol lub nitraty) i trzeba to zrobić pomimo obostrzeń, gdzie nie przewidziano takiego wyjątku (znów efekt braku konsultacji społecznych i rozmów z obywatelami – PiS nie słucha obywateli, co najwyżej podsłuchuje).
Ustęp (paragraf) ten obecnie ma brzmienie:
Po zmianach z druku 689 będzie miał brzmienie:
Zainteresowanym nie musi być człowiek, może być to inny organ państwowy, organizacja lub firma. Zmiana ta będzie głosowana 17 lub 18 listopada 2020.
Ponadto PiS skierował do Trybunału Konstytucyjnego wnioski o:
- uznanie art. 4171 Kodeksu cywilnego za niekonstytucyjny; artykuł ten pozwalał uzyskać odszkodowanie od szkód wyrządzonych przez decyzję rządową;
- usunięcie Rzecznika Praw Obywatelskich i wywołanie kolejnej fali protestów – orzeczenie już wkrótce zostanie wydane przez Trybunał (19 listopada 2020); można spodziewać się kolejnego «Strajku Generalnego» lub «Strajku Kobiet» oraz kolejnego rozwścieczenia obywateli.
[Aktualizacja: 2020‑11‑11] «Czynności» nad art. 3 ust. 6 Ustawy o Rzeczniku Praw Obywatelskich, w przejętym przez PIS Trybunale Konstytucyjnym, odbędą się 2 grudnia 2020, czyli wciąż w okresie stanu epidemii.
Celowe szkodzenie chorym
Oprócz aspektów opisanych wyżej, dotarła do nas wiadomość niezwykle interesująca. Wszyscy, którzy kierowani są na test na SARS‑CoV‑2, dostają skierowanie elektroniczne, którego nigdzie nie trzeba zawozić i tracić czasu, ani też przemieszczać się chorując. Jednak kobieta, która choruje na zapalenie ucha środkowego z poważnymi zmianami wewnątrz ucha (której odwołano zabieg planowany), dostała skierowanie papierowe i odmówiono jej wystawienia skierowania elektronicznego (redakcja widziała skierowanie, to nie jest fejk). W stanie, gdy ma gorączkę, boli ją ucho i ma zawroty głowy z powodu zapalenia ucha, musi to skierowanie zawieźć w formie papierowej do lekarza specjalisty (pocztą nie zdąży dojść na czas na wizytę, poza tym wyjście na pocztę w tym stanie to też ryzyko). Ryzykując swoje życie, bowiem podczas zawrotów błędnikowych można stracić równowagę i wpaść pod samochód.
To jest leczenie i służenie pacjentom? Nie, to jest nic innego jak wypięcie tyłka na cierpienie i chorobę człowieka i korupcja – służenie jedynie propagandzie ogromnej zarazy, za którą dopłacają lub dopłacać będą 200%. Korupcja kwitnie jesienią i zimą i zbierze swoje żniwo, które zostanie zapisane jako zgony spowodowane jedyną słuszną chorobą i jedyną dziś istniejącą. <złość>
Według naszej wiedzy, zapalenie ucha środkowego, gdy są wewnętrzne zmiany, może transformować do bakteryjnego zapalenia ośrodkowego układu nerwowego (zagrożenie życia), nie tylko do całkowitej głuchoty i utraty zmysłu równowagi – błędnika (zagrożenie zdrowia, inwalidztwo). Ludziom w takim stanie najpierw odwołuje się zabiegi planowane, a potem wydaje się skierowania papierowe, które muszą zdążyć donieść do specjalisty. <facepalm> <strach>
Oferta pomocy prezydenta Niemiec
Prezydent Niemiec Frank‑Walter Steinmeier widząc tragiczne liczby w Polsce dotyczące epidemii, wysłał list do prezydenta Polski Andrzeja Dudy z ofertą pomocy i zapytaniem, co może dla nas Polaków zrobić. Prezydent Polski odpisał:
Tym samym, wiedząc, że karetki stoją w kilkugodzinnych kolejkach i odbijają się od zapełnionych szpitali, nie skorzystał z oferty pomocy, prosząc aby rozładowali część szpitali z granicy zachodniej Polski, tak aby można było zwolnić część polskich zasobów miejsc intensywnej terapii oraz łóżek dla chorych. Tym samym nie tylko rząd nie pomaga obywatelom, ale również prezydent nic dla nich nie zrobił w kwestii bezpieczeństwa zdrowotnego.
Szpital, który prawie nie istnieje?
Rząd obiecał przekształcenie Stadionu Narodowego w szpital mieszczący 2000 łóżek. Tymczasem obecnie PGE Szpital Narodowy ma tylko 300 łóżek. Jednak oprócz tego są ogromne uchybienia.
Dotyczą one tego, kto może się zakwalifikować do tego szpitala. Wymaga się, aby pacjent był w stanie chodzić do odległej toalety (nie zrobi tego z rurą od respiratora włożoną do tchawicy, ani będąc podłączonym do instalacji podającej tlen). Wymaga się ponadto, aby pacjent sam jadł (gdy podczas tej choroby, podobnej do grypy, traci się często apetyt), pacjent ponadto nie może mieć gorączki, cięższych chorób współistniejących, <facepalm> ani wymagać więcej niż 3 litrów tlenu (nie podano w jakim czasie). Zdrowy człowiek zużywa 0.4–8 litrów tlenu na minutę, w zależności od obciążenia organizmu. Jeżeli mowa była o zużyciu tlenu na minutę, nie są więc przyjmowane te osoby, które najbardziej szpitala potrzebują. Szkoda, że nie wpisano jeszcze, że nie może kaszleć. Naszym zdaniem prawie każda osoba, potrafiąca chodzić do łazienki (bez instalacji tlenowej), nie gorączkująca i nie zużywająca ponadprzeciętnej ilości tlenu, potrafiąca zjeść, może leczyć się w domu.
Powstaje pytanie, po co więc jest ten szpital oraz dla kogo powstał. Redakcja nie jest pewna, czy jeszcze leci z nami pilot. Projekt ten brzmi, jakby był projektem propagandowym, szczególnie, że nie zgadzają się, nie pierwszy raz, liczby chorych i wykonanych testów prezentowane przez Ministerstwo Zdrowia. Komuś bardzo zależy, aby powiedzieć «nie ma miejsc w szpitalach» i włożyć cały kraj do «kwarantanny narodowej». [Aktualizacja: 2020‑11‑14]
Gotówka zaraża a wirusowe ankiety nie?
Teraz zastanów się ile razy słyszysz w sklepie, gdzie dotykasz towar, że preferują płatności bezgotówkowe podczas, gdy dotykasz też towaru i kasjer dotyka też tego towaru. Czy na prawdę te kilka banknotów i monet stanowi większe zagrożenie niż dotykany przez Ciebie i innych klientów pomidor, słoik z dżemem, puszka konserwowa i inne artykuły? Prawda jest taka, że w wielu krajach dążą do wycofania gotówki, bo rząd chce mieć większą kontrolę nad każdym człowiekiem. Podobnie jest w Polsce. Aby dowiedzieć się więcej wpisz do wyszukiwarki «wycofanie gotówki». Wiele się dowiesz, w tym jak postąpiono na Cyprze, w Indiach i wielu innych krajach oraz do czego i dlaczego wycofywana jest gotówka pod pretekstem przenoszenia wirusa. Nie daj sobie odbierać wolności i prywatności dla ułudy bezpieczeństwa.
Teraz zastanów się czy przeprowadzanie tej ankiety w rejestracji (z podaniem papieru i długopisu każdej osobie) jest bezpieczniejsze niż nie podawanie sobie nic (dowód osobisty można pokazać bezkontaktowo)? Czy jest to na pewno działanie dla czyjegokolwiek bezpieczeństwa, czy raczej do zbierania haków na ludzi? Czas wypełnienia ankiety dodatkowo wydłuża przebywanie w ryzykownym miejscu.
Dziwne skrajności w szpitalach
Szpitale obecnie dzielą się na te, gdzie jest dostępna 1 osoba z personelu na 1 pacjenta oraz na te, gdzie przypada 1 osoba personelu na 7–10 pacjentów (szpitale przeciążone). Normą jest 1 osoba z personelu na 2–3 pacjentów. W szpitalach przeciążonych, przeciążona bywa instalacja tlenowa, która ma wydolność zaledwie 36% normy, co powoduje, że pacjenci duszą się pod respiratorami. Personel zapobiega temu kupując indywidualne butle tlenowe, które są podłączane pod większość respiratorów. Butle te wymagają jednak wymiany i kontroli zużycia tlenu, zaś personelu jest za mało. Niewymienienie butli na czas kończy się śmiercią pacjenta. Dodatkowe problemy jakie tam następują, to przypadki, że nie ma kto otworzyć drzwi lekarzowi z innego oddziału, co opóźnia pomoc. By tego było mało, inna filia szpitala, gdzie leżą osoby słabiej chore, dostępne są tylko 1 lub 2 pulsoksymetry na cały oddział. Podczas chorowania tej choroby grypopodobnej zdarza się, że saturacja spada nawet do poziomu 75%, a kontakt z pacjentem jest dobry i odpowiada logicznie. Bez pulsoksymetru diagnoza niedotlenienia nastąpi za późno, dopiero, gdy pacjent zsinieje i już może być za późno na pomoc. Trzymanie pacjentów o słabszym przebiegu choroby w innym budynku powoduje, że trzeba ich przewozić karetką, a to zwiększa czas potrzebny do pomocy o czas na skompletowanie potrzebnych rzeczy, odpowiedni ubiór ekipy przewożącej i czas dojazdu. Reporter Paweł Reszka opisał sytuację na swoim profilu facebookowym, gdzie można dowiedzieć się więcej szczegółów o tym problemie. Ogólnie te szpitale są przez lekarzy nazywane wprost umieralniami.
Są też szpitale (takie jak «izolatorium narodowe», czyli PGE Szpital Narodowy), gdzie lekarze się wstydzą, że tam pracują. Dostają pięciogwiazdkowe hotele, jeszcze lepsze jedzenie oraz do opieki mają średnio 1 pacjenta. Dodatkowo są lepiej finansowani. Przebywają tam chorzy, których stan nie jest cięższy od przechorowania grypy lub przeziębienia, a chorobę mogliby spędzić w domu (w warunkach izolacji), z pomocą ibuprofenu oraz antybiotyku osłaniającego przed koinfekcją bakteryjną, wyposażeni w pulsoksymetr i termometr. W razie pogorszenia stanu mogliby po prostu zadzwonić po karetkę. Sytuację tą opisała Gazeta Wyborcza.
W sytuacji, gdy mamy podział na szpitale zakaźne i niezakaźne (i ludzie często umierają czekając w kolejce lub na SOR‑ze na test, aby było wiadomo, czy ma trafić na oddział zakaźny), a do tego mamy szpitale przeciążone i prawie puste, nie dziwne jest, że ludzie umierają bowiem rząd zamroził pacjentom część łóżek. Realnym zagrożeniem dla nas jest więc rząd, a nie koronawirus. Takie działania jak niedostępność szpitali i służby zdrowia (teleporady zamiast normalnych porad, odwołane zabiegi planowane), powoduje więcej szkody niż wirus. [Aktualizacja: 2020‑11‑24.]
Kwarantanna narodowa a testy przesiewowe
Rząd chce na dniach przeprowadzić 2 miliony testów przesiewowych w 3 województwach (testując wszystkich lub prawie wszystkich, wbrew temu co zapisali producenci tych testów, aby był przeprowadzony wywiad i wykluczone koinfekcje). Jak podają media mamy obecnie ponad 40% dodatnich testów. Każdy przypadek dodatni badania na przeciwciała, antygeny SARS‑CoV‑2 lub jego RNA wymaga rejestracji i zliczenia jako przypadek wykryty (tak mówi ustawa).
Z drugiej strony w oparciu o przedziały ilości wykrytych przypadków (nie hospitalizacji) w kraju na 100 tysięcy osób ustala się strefy: «zieloną» (760–3799 przypadków, obowiązują wtedy oddzielne strefy dla powiatów), «żółtą» (3800–9399 przypadków), «czerwoną» (9400–18999 przypadków), «bezpiecznik» (19000–26999) oraz «kwarantannę narodową» (powyżej 27000 lub 29000 przypadków). Nie trudno zauważyć, że nawet, gdy ilość pozytywnych testów wyniesie 3%, cały kraj znajdzie się w kwarantannie narodowej (o czym nie mówią media). Naukowcy zaznaczają, że wyszukiwanie osób bezobjawowych na tym etapie rozwoju epidemii mija się z celem. Jedynym więc powodem jest pretekst do wprowadzenia zakazu przemieszczania się. [Aktualizacja: 2020‑11‑24.]
Zachowanie mediów
Media w większości, niezależnie czy prawicowe, czy lewicowe, czy też rozpowszechniające teorie spiskowe, mają za główny cel zastraszanie ludzi i dezinformację, wykorzystując fakt, że ludzie odruchowo szukają negatywnych informacji. Najpierw zastraszano koronawirusem, jaki to on jest groźny, tak, że ludzie zaczęli się bać wychodzić z domu, a maski FFP2 i FFP3 znikały w zastraszającym tempie. Potem pomimo, że w Polsce mieliśmy zaledwie 400 przypadków zachorowań dziennie (zachorowań, nie śmierci podczas, gdy dziennie umiera 300–400 osób w Polsce na nowotwór) wykorzystano epidemię do celów politycznych. Media w tym czasie od lewa do prawa zastraszały wirusem, co przełożyło się na taki, a nie inny wybór prezydenta. Następnie, gdy przyszła druga fala epidemii, wprowadzono niekorzystne ustawy i rozporządzenia. Doszło do sytuacji, że jedni ludzie boją się czy otrzymają świadczenia zdrowotne (odwołano im zabiegi planowane), inni chorują na COVID‑19 skrycie w domu (znamy osobiście kilka takich osób), ponieważ boją się, że lekarz zwolniony z karności czynów zrobi im krzywdę, choćby z nienawiści na tle transfobii, lekarze boją się pacjentów i każą im podpisywać różne (często niebezpieczne dla pacjentów) oświadczenia, w niektórych placówkach pod groźbami nieudzielenia świadczenia. Ludzie boją się iść do lekarza, gdy boli ich coś w klatce piersiowej (może być to zawał, DVE lub inna groźna choroba niezakaźna). Ludzie ze strachu porzucili terapie onkologiczne, a reszcie szpitale bojąc się rozniesienia wirusa, poodwoływali terapie antynowotworowe, czy choćby wspomniany wyżej zabieg laryngologiczny, który miał być zrobiony na cito (obecnie ta pacjentka choruje i może skończyć się to śmiercią). Media o tym mało mówią, w szczególności przypisują to «ukrytym ofiarom epidemii». To nie są ukryte ofiary epidemii, to są jawne ofiary rządów partii, która nigdy nie powinna znaleźć się w Sejmie. Oni nie służą nam. Pytanie komu oni służą i czyje polecenia wykonują. Rzeczy należy nazywać po imieniu.
Oko.press – cenzura niewygodnych komentarzy?
Na oku posiadamy konto do czytania artykułów, które są oznakowane jako tylko do zalogowanych. Czytamy też komentarze na oko.press na bieżąco, stąd też zainteresowaliśmy się epidemią głębiej i zaczęliśmy sprawdzać informacje z komentarzy, z czego część okazała się prawdziwa. Zaczęło nas niepokoić, to, że po pewnym czasie pod starymi artykułami, do których wracaliśmy, było coraz mniej komentarzy, aż jeden artykuł pozostał całkowicie bez komentarzy (co nie jest typowe dla oko.press). Zaniepokojeni zjawiskiem ukrywania ważnych informacji (np. o prawdziwej naturze testów, informacji ze strony nczas.com – spokojnie, poglądów JKM nie popieramy, ale znaleźć można tam ciekawe wypowiedzi lekarzy), zaczęliśmy szukać w Google, czy mamy przywidzenia, czy panuje tam cenzura. Wpisaliśmy więc do wyszukiwarki:
site:oko.press "Nazwa użytkownika, którego pamiętamy"
Ku potwierdzeniu, znaleźliśmy wiele wyników, z czego część była zachowana w pamięci podręcznej Google. 3 przykładowe, które były w wersji sprzed ocenzurowania użytkowników, przedstawiamy poniżej:
Zrobiliśmy śledztwo i postanowiliśmy zalogować się i sprawdzić co się dzieje. Okazuje się, że po zalogowaniu widać o wiele więcej komentarzy niż bez logowania. Po wylogowaniu pozostaje zwiększona ilość komentarzy, aż do zamknięcia przeglądarki. Założyliśmy więc nowe konto na oku, by sprawdzić, czy ciekawsze komentarze nie są kierowane do osób zalogowanych. Ku naszemu zdziwieniu komentarze te nie były widoczne po zalogowaniu na nowe konto, nie były więc to komentarze dla osób zalogowanych. Okazało się, że na nowym koncie widzimy tyle ile osoba niezalogowana. Są więc prawdopodobnie widoczne tylko dla użytkowników starszych, którzy mogli zauważyć aktywność danego użytkownika. Nie jest to model cenzury, odpowiedni przy zastosowaniu wartości demokratycznych i rzetelnego dziennikarstwa. W modelu demokratycznym, komentarze łamiące regulamin się po prostu usuwa, a użytkownika opcjonalnie banuje. Jednak wśród wielu z tych komentarzy, które znikły, nie widzimy jakiegokolwiek złamania regulaminu oko.press.
Fundacja «Ośrodek Kontroli Obywatelskiej» powinna więc przemyśleć zmianę nazwy na fundacja «Ośrodek Kontroli Obywateli», skoro utrudnia obywatelom dotarcie do «alternatywnych» rzetelnych informacji, które mogą znaleźć się w komentarzach i pozwalają użytkownikom zapoznać się tylko z ich własną opinią w danym temacie.
Obywatelskiej naszej kontroli wymaga więc każde medium informacyjne, które należy sprawdzić, czy nie postępuje podobnie. [Aktualizacja: 2020‑11‑24.]
Czy na pewno zostaniemy «zaszczepieni szczepionką»?
Niestety, to co medialnie jest nazywane «szczepionką» i «zaszczepieniem», nie jest tym w rzeczywistości. Jest to kolejna manipulacja. Definicję słowa szczepionka znajdziemy w słowniku języka polskiego PWN.
Tak więc zgodnie z definicją słownikową, szczepionka to preparat przygotowany z zabitych lub atenuowanych bakterii przeznaczony do immunizacji. Nie spełnia definicji tej preparat przygotowany z wirusów lub ich fragmentów, jak też tym bardziej nie spełnia tej definicji preparat przygotowany z syntetycznie uzyskanego RNA.
Słownik Języka Polskiego PWN zawiera również słownikową definicję szczepienia.
Aby więc szczepienie było szczepieniem, do organizmu musi być wprowadzana rzecz spełniająca definicję szczepionki, a więc preparat złożony z zabitych lub unieszkodliwionych bakterii.
Czym więc jest «szczepionka na koronawirusa»?
Na pewno nie jest szczepionką. Preparat, który będzie najpewniej podawany będzie preparatem AZD1222 zawierającym modyfikowanego genetycznie adenowirusa o nazwie ChAdOx1. Człowiek pozyskał z natury wirusa (nie bakterię) i dokonał jego wymuszonej metodami inżynierii genetycznej zmiany poprzez dodanie fragmentu wirusa SARS‑CoV‑2. Mamy więc do czynienie z GMO (organizmem modyfikowanym genetycznie).
Zmodyfikowany genetycznie wirus spełnia więc definicję GMO oraz 3 punkt definicji «organizmu». Wirus jako organizm złożony z wielu współpracujących ze sobą elementów (otoczka, kapsyd, kwas nukleinowy) tworzy całość, która pozwala mu infekować komórki istot podatnych, namnażać się i opuścić inny organizm w zwielokrotnionej, czasami zmienionej formie.
W przypadku «szczepionki na koronawirusa» Pfizera, BioNTecha SE (BNT162b2) oraz Moderny mamy do czynienia z materiałem genetycznym niebędącym organizmem. Preparat ten nie jest też szczepionką, ponieważ nie zawiera bakterii (ani wirusa). Z definicji szczepionki spełnia on jedynie część «preparat biologiczny».
Odpowiadając na pytanie – czym jest «szczepionka na koronawirusa» – jest to preparat biologiczny w postaci GMO lub innej, nie będący szczepionką, lecz biologicznym preparatem uodparaniającym przeciwko SARS‑CoV‑2. Nadużyciem jest więc wciskanie ludziom nieprawdy, że dostaną szczepionkę. Wspomniane prawo o nakazie stosowania «określonych zabiegów» weszło w życie 29 listopada 2020, zaś Ministerstwo Zdrowia coraz częściej rozważa przymusowe «szczepienia» przeciwko SARS‑CoV‑2. Zastanawiające jest w kontekście zmienianego prawa, czy rząd od początku wie, że poda ludziom coś innego niż szczepionkę i dlatego zmienił zapisy dodając obowiązkowość nakazanych zabiegów? Przecież możliwość szczepień (prawdziwymi szczepionkami) już do tej pory funkcjonowała w prawie. Co prawda bez możliwości podawania przymusowego z użyciem siły.
Prawo do informacji publicznej w PSSE
Najlepiej zobrazuje to otrzymana odpowiedź od jednej ze stacji sanitarno‑epidemiologicznych:
Po takiej informacji można przyjąć, że dane dotyczące epidemii mogły być zmanipulowane w każdej chwili w przeszłości oraz mogą być manipulowane w przyszłości. Nie ma bowiem uzasadnienia zakaz udzielania informacji publicznej wydany odgórnie. Wnioski o informację publiczną służą kontroli rządzących i urzędów przez nas obywateli. [Aktualizacja: 2020‑12‑05.]
Program dostarczania pulsoksymetrów
Właściwie dostarczanie pulsoksymetrów z programem. Kolejnym pomysłem rządu do inwigilacji Polaków po aplikacji «Kwarantanna Domowa» oraz «Stop Covid» (dawniej: «ProteGo Safe») stał się program dostarczania pulsoksymetrów do domu pacjentów w ramach tak zwanego «programu Domowej Opieki Medycznej». Cel dostarczenia pulsoksymetrów do domów osób zagrożonych (między innymi seniorów powyżej 55 lat) uważalibyśmy za szczytny, a nie za program Orwellowski, gdyby nie fakt, że nie są to zwykłe pulsoksymetry, ale pulsoksymetry, które działają jedynie ze specjalną aplikacją na smartfon oraz wymagają przez to smartfona i możliwe jest, że zarówno Google (wydawca Androida) jak też nasze państwo może zbierać przy użyciu tej aplikacji nadmiarowe dane. Nie dziwimy się więc zdecydowanemu sprzeciwowi seniorów przeciwko takiej akcji – popieramy tą akcję, ale pod jednym warunkiem – zagrożony senior sam zakupi zwykły pulsoksymetr w sklepie medycznym lub na Allegro (koszt: 65–200 zł) lub też w Carrefour (widzimy, że pojawiają się tam okresowo).
Co jest nie tak z pulsoksymetrami
Pulsoksymetry, aby można było ich używać wymagają podłączenia się do systemu telemedycyny i zainstalowania specjalnej aplikacji na smartfonie. Wymagany jest smartfon (droższy od zwykłego pulsoksymetru) i nie każdy senior umie w smartfony lub chce go posiadać, część z nich posiada zwykłe proste telefony bez możliwości instalowania aplikacji. Jeśli ktoś nie posiada smartfona, nie skorzysta z programu i tym samym z urządzenia. Do tego aplikacja może służyć do zbierania prywatnych informacji z telefonów, jak też dane medyczne (pomiary tętna i saturacji) mogą trafiać do instytucji, do których trafić na mocy tajemnicy medycznej nie powinny – do Google. Tam informacje o arytmii, pulsie, saturacji mogą być użyte do profilowania i odbierania człowiekowi kawałek po kawałku – jego prywatności i wolności. Gdyby rząd nie chciał nas kontrolować i inwigilować nie tworzyłby aplikacji ProteGo (Stop Covid), której przynajmniej początkowy stan, według doniesień Niebezpiecznika i Panoptykonu, był nie do przyjęcia ze względu na możliwości inwigilacji i wpływu na prywatność użytkownika. Teraz sytuacja powtarza się z pulsoksymetrami. Zamiast rozesłać ludziom tanie pulsoksymetry, gdzie wyniki zanotują na kartce i przekażą lekarzowi, z ustawionym alarmem przy saturacji 93–94%, rząd wybrał metodę, dzięki której przy użyciu aplikacji (lub jej nowszej wersji) będzie mógł potencjalnie wpływać na obywateli i zbierać o nich dane.
Obecnie według tego co dowiedzieliśmy się z Gazety Wyborczej, pulsoksymetry używa tylko 18% osób, którym zostały wysłane, zaś koszty dostawy wynoszą aż 81 złotych (po odliczeniu kosztu urządzenia).
Wyprowadzanie pieniędzy poprzez pocztę
Jak wspomnieliśmy pulsoksymetr (który powinien być obecnie w każdym gospodarstwie domowym) kosztuje od 65 do 200 zł. Sprowadzone z Chin są jeszcze tańsze. Baterie do pulsoksymetru (AAA w ilości 1 lub maksymalnie 2) kosztują 2 zł, zaś wymiana ich i spakowanie w kopertę kosztować maksymalnie może 3 złote (koszt pracy). Jak wspomniała Gazeta Wyborcza, urządzenia dostarczane są w ciągu 24 godzin. Usługa Paczka24 z potwierdzeniem odbioru i priorytetem kosztuje 16.60 zł przy małych gabarytach.
Sumarycznie przy chęci zapakowania pulsoksymetru na poczcie w małą kopertę bąbelkową, wymiany w nim 2 baterii i wysłanie priorytetowe kosztuje więc 21.60 zł. Co się dzieje z 60 złotymi przy każdym urządzeniu? Dlaczego znów pojawia się scenariusz, że środek medyczny / sanitarny kosztuje 4 razy więcej? Podobna akcja była z maseczkami i termometrami zakupionymi przez rząd. Kto te pieniądze nam obywatelom zabiera i gdzie one dalej trafiają?
Nie jest bowiem możliwe, aby tak proste czynności wykonywane przy nadaniu urządzenia, które zmieści się w najmniejszej kopercie były droższe od samego miernika. [Aktualizacja: 2020‑12‑17.]
Szczepienia niezgodne z ulotką producenta
Rząd wypuścił informację, że preparatem Comirnaty (produkcji Pfizer/BioNTech) można szczepić 6 osób z użyciem jednej fiolki zamiast jak wskazał producent – tylko 5. Wynika to z zauważenia faktu, że po rozcieńczeniu koncentratu szczepionki ma ona objętość 2.25 ml, co z matematycznego punktu widzenia daje 7.5 dawki po 0.3 ml każda.
W związku z powyższym Ministerstwo Zdrowia (będące częścią rządu) informuje co następuje:
W związku z tą informacją, będącą de facto zaleceniem dla osób wykonujących szczepienia, pytamy: co wicepremier Kaczyński na to – podobno jest po stronie obywateli. [Aktualizacja: 2020‑12‑31.]
Podsumowanie
Rząd polski zamiast nam pomóc wprowadza bezmyślnie, bez jakichkolwiek sensownych konsultacji społecznych (lub może celowo to robi) przepisy, które nam szkodzą. Daje bezkarność lekarzom, wprowadza własne definicje przypadku zachorowania na daną chorobę, doprowadza do ruiny przedsiębiorców, odbiera nam RPO, wywołuje frustrację ogólnonarodową kierując wnioski do Trybunału w czasie trwania pandemii. Ponadto ustanawia szkodliwe dla pacjentów i lekarzy przepisy, odbiera nam dostęp do służby zdrowia.
Jak ma się to do leczenia transseksualizmu?
- Lekarze seksuolodzy i psychiatrzy mogą być oddelegowani do leczenia chorych na COVID‑19. Spowoduje to brak dostępności do leczenia.
- Wprowadzając teleporady, pacjent transseksualny o swoich problemach musi mówić przez telefon, gdzie nie ma gwarancji, że słyszy to tylko on i lekarz.
- Zamknięcie granicy podczas pierwszej fali spowodowało, że pacjentki transpłciowe nie mogły wykupić Neofollinu w Czechach lub Słowacji.
- Zamknięcie gabinetów kosmetycznych spowodowało, że pacjentki transseksualne nie mogły wykonywać zabiegów depilacji twarzy laserem lub elektrolizą.
- Nakaz pozostania w domu i nielegalne zakazy poruszania się powodowały, że osoby transseksualne nie mogły opuszczać domu i tym samym jeszcze mocniej cierpiały z powodu przymusowego kontaktu z rodziną.
- Zamknięte urzędy powodowały znaczące utrudnienia w prowadzeniu spraw o korektę płci, zmianę PESEL‑u oraz imienia.
- Trudność w dostępie do operacji FFS i SRS. Szpitale odwołują zabiegi planowane, drogi pobyt w związku z kwarantannami po przekroczeniu granicy.